Katastrofa


     W ciągu następnych dwóch godzin wpłynęło wiele raportów z sieci placówek SPSP, które wskazywały, że chmura radioaktywnego powietrza przesuwa się nad Polską od wschodu i pokrywa jej północno-wschodni obszar. W południe w Warszawie stężenie cezu-137 w powietrzu wynosiło 3300 mBq/m3 (Bq jest jednostką aktywności substancji promieniotwórczej wynoszącą jeden rozpad atomu na sekundę), tj. ponad 80 000 razy więcej niż średnio w poprzednim roku, stężenie jodu-131 około 100 000 mBq/m3 (przed awarią jod-131 był niewykrywalny), a moc dawki promieniowania gamma wynosiła około 30 mR/h. Około godz. 12:00 przedstawiono sytuację Mieczysławowi Sowińskiemu, prezesowi PAA. W rozmowie tej podano, że niedługo będzie wiadomo, czy przyczyną skażenia jest wybuch broni jądrowej czy też awaria reaktora i nalegano, by o tak wielkim skażeniu kraju natychmiast poinformować rząd. Prezes stwierdził: Mierzcie dalej i informujcie mnie o wynikach.

     Między godz. 10:10 - 13:15 zebrano w CLOR na filtrze pył promieniotwórczy z około 700 m3 powietrza. Analiza spektrometryczna wykazała, że jego skład izotopowy jest typowy dla procesów reaktorowych, a nie wybuchu jądrowego. Mimo licznych usiłowań, nie udało się skomunikować z prezesem PAA, więc około godz. 17:00 informację o zagrożeniu radiacyjnym kraju przekazałem sekretarzowi naukowemu PAN, prof. Janowi Kaczmarkowi, który zobowiązał się natychmiast zawiadomić premiera. W godzinach popołudniowych stworzono w CLOR ad hoc grupę operacyjną, która analizowała sytuację i przygotowywała zalecenia ochronne. Niektóre meldunki zawierały nieprawdopodobe wyniki, np. instytuty w Świerku stwierdziły moce dawki gamma sięgające 2500 a nawet 10 000 mR/h. Po ich sprawdzeniu wykryto błędy w metodyce pomiaru i kalibracji przyrządów. Jednak zanim to wykonano, te zastraszające informacje wpływały na postępowanie specjalistów w CLOR, a także trafiły do publicznej wiadomości w Polsce i za granicą. Większość pomiarów mocy dawki wskazywała jednak, że nie ma bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia ludności od zewnętrznego promieniowania gamma, nawet jeżeli utrzyma się ono przez wiele miesięcy na poziomie bliskim obecnemu (ok. 30 mR/h). Była to bowiem moc dawki tylko nieco większa od poziomu naturalnego w Polsce i mniejsza niż w wielu innych krajach mających skały i gleby bogatsze w uran, tor i rad. Natomiast pomiary stężeń radionuklidów w powietrzu i analiza ich składu izotopowego wskazywały, że izotopy promieniotwórczego jodu, a zwłaszcza jod-131, wchłonięte do organizmu z powietrzem i żywnością, mogą ulec tak znacznej koncentracji w tarczycy dzieci, że staną się zagrożeniem ich zdrowia, powodując zwiększenie ryzyka powstania nowotworów złośliwych tego ważnego organu. Zawartość innych radioizotopów, np. cezu-137, była znacznie niższa. Przeprowadzone w godzinach popołudniowych i wieczornych obliczenia wskazywały, że dawka promieniowania od radiojodów w tarczycy dzieci może przekroczyć 50 mSv (Sv jest jednostką dawki promieniowania pochłoniętego przez organizm uwzględniającą różnice biologiczne rożnych rodzajów promieniowania i warunków napromienienia), a więc poziom powyżej którego Międzynarodowa Komisja Ochrony Radiologicznej zalecała blokowanie dostępu radiojodów do tarczycy jodem nieradioaktywnym. To zalecenie oparte było na wspomnianym już administracyjnym założeniu, że każda, nawet bliska zerowej dawka promieniowania jonizującego może wywołać nowotwory złośliwe. Nowe dane z Hiroshimy i Nagasaki wskazują jednak, że poniżej dawki 200 mSv nie zaobserwowano znaczącego wzrostu śmiertelności nowotworowej, a przy dawkach mniejszych od 100 mSv śmiertelność wskutek białaczek była w tych dwóch miastach niższa niż u mieszkańców nie napromienionych. Również w Szwecji wsród tysięcy osób, którym podawano jod-131 dla celów diagnostycznych (średnia dawka 500 mSv) stwierdzono mniejszą częstość zachorowań na raka tarczycy niż u ludzi, którzy z takiej diagnostyki nie korzystali.

     Jednak wobec narastającego zagrożenia czarnobylskiego nie roztrząsano takich subtelności (przyszła na to pora dopiero teraz), lecz zastosowano się do zaleceń międzynarodowych i uznano, że najpilniejszą sprawą jest ochrona dzieci przed skażeniem jodem promieniotwórczym. Około godz. 18:00 specjaliści w CLOR dowiedzieli się z radia BBC, że źródłem emisji radionuklidów jest awaria reaktora w Czarnobylu. Ta informacja umożliwiła nam tylko nieco bardziej realistyczne prognozowanie dalszego rozwoju sytuacji, bowiem to co działo się w samym Czarnobylu było ciągle okryte tajemnicą. Dziś wiemy, że wszelkie połączenia z Czarnobylem zostały wówczas odcięte przez KGB. Lakoniczne oświadczenie TASS informujące o awarii na Ukrainie, bez podania miejscowości i informacji potrzebnych do planowania działań ochronnych, dotarło do Warszawy późnym wieczorem.

     O godz. 18:30 zwróciliśmy się do Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych współpracującego z CLOR z prośbą o codzienne pobieranie prób powietrza z wysokości 1, 3, 6, 9, 12 i 15 km wzdłuż północno-wschodniej części granicy. W następnych dniach wykonano 60 lotów, a zdobyte w ten sposób informacje wykorzystaliśmy do prognozy skażeń. W godzinach popołudniowych CLOR nawiązał kontakt ze specjalistami z innych krajów (Anglii, Francji, Finlandii, Szwecji), wymieniając informacje o skażeniach oraz planowanych przedsięwzięciach.



<< Wstecz   Dalej >>